wtorek, 15 listopada 2016

Recenzja "Anioł do wynajęcia" Magdalena Kordel, Znak

Czasami powstają tak złe książki, że mnie krew zalewa na myśl, że wydawnictwa w ogóle puszczają to w świat. Przecież takie bajeczki 100% cukru w cukrze są zagrożeniem dla życia czytelnika. Mdli potwornie, kac przesłodzenia murowany.

Zastanawiam się też, jak można brać się za pisanie książek, nie znając podstawowych zasad pisarskich? Jak tworzyć ciekawe, wielowymiarowe postacie, jak budować zaskakującą fabułę, jak nie przekarmić czytelnika, jak nie spieprzyć wszystkiego wymuszonym, sztucznym językiem, jak dialogi pisać, by brzmiały naturalnie i by nie hamowały akcji. Najpierw powinno się iść do szkoły pisania, poznać odpowiedzi na powyższe pytania i wiele więcej i dopiero potem próbować coś pisać.

Anioł do wynajęcia, Kordel, Znak, ArtMagda, recenzja, subiektywnie
To moje drugie zderzenie z twórczością Magdaleny Kordel i równie bolesne, co poprzednie. Jeżeli pisarz nie szanuje czytelnika, opowiada swoją historię jak dla idioty, to albo faktycznie ma wszystkich czytelników za niespełna rozumu, albo po prostu nie umie pisać. 

Mam nieodparte wrażenie, że spod palców autorki wychodzą zawsze ckliwe bajeczki, w które choć czasem miło uwierzyć, to jednak pozostają one nadal tylko bajkami. Zastanawiam się do jakiego czytelnika celowała autorka swoją najnowszą powieścią "Anioł do wynajęcia"? Może do uczennic szkółki niedzielnej, czy nastolatek, ale na pewno nie do kobiet szukających we współczesnej literaturze wartościowych treści.  

Dialogi zbudowane z wielokrotnie złożonych zdań, naszpikowane wymyślnym słownictwem, brzmią nienaturalnie. Dobry dialog powinien brzmieć dokładnie tak, jak ten zasłyszany na ulicy. Czasem jest przerywany, rozmówca coś burknie pod nosem, czasem tylko odpowie spojrzeniem, czasem urwie w pół słowa. Sztuką jest dobre dialogi tworzyć, tak by nie przekombinować, tak by nie odciągnąć czytelnika za daleko od akcji i by pokazać emocje rozmówców. Tu tej sztuki zabrakło.

Autorka wszystko podaje na tacy, wszystko tłumaczy, co kto miał na myśli, mówiąc to, czy tamto. Nie zostawia żadnego pola dla czytelnika, by ten domyślił się z zachowania bohaterki, że może się bała, może wstydziła, może tak zareagowała, bo coś sobie przypomniała? Zero przestrzeni dla czytelnika. Mamy po prostu relację zdaną od A do Z, łącznie z interpretacją zachowań i ich motywacjami. Gdzie tu więc frajda z lektury? Gdzie w takim pisaniu myślenie o czytelniku w ogóle? Czyż dobra proza nie powinna stwarzać czytelnikowi przestrzeni, by sam odkrywał niuanse świata przedstawionego, by się w nim zatracał powoli, by się utożsamiał z bohaterami, by odczytywał ich emocje, jak własne? 

Główna postać przedstawiona jest według wszelkich możliwych klisz i stereotypów. I aż się we mnie gotuje, gdy czytam, że Michalina ma 18 lat, jest bezdomną i śpi pod mostem w środku zimy! Oczywiście przy tym nie ma jedzenia, ani ciepłych ubrań i śmierdzi. No na litość boską! Nie dało się wymyślić czegoś subtelniejszego? Nie dało się złamać choć jednego z tych stereotypów? Może wcale nie śmierdziała, bo udawało jej się brać kąpiel w łazi miejskiej? Może nie spała na ulicy, a u starszej pani, która ją przygarnęła w zamian za pomoc w noszeniu węgla? Rozwiązań jest tysiąc i dobry pisarz powinien je wszystkie rozpatrzeć, zanim zbuduje swoją postać. Wybranie trzech najbardziej oczywistych skojarzeń i sklejenie z nich bohatera jest pójściem na łatwiznę. Czytelnik go nie pokocha, nie utożsami się z nim, ba! nawet go nie polubi. Ja się z tym nie identyfikuję. Mnie to drażni. Czytanie o postaciach, które są zbudowane w sposób tak oczywisty, że niczym zaskoczyć mnie nie mogą, jest nudne, irytujące i marnuje mój czas. 

Język jest słaby. Chwilami wydumany, jakby autorka na siłę powciskała górnolotnie brzmiące słowa, by "podbić" treść. Ale to się gryzie, nie brzmi naturalnie i w efekcie czyta się topornie. Ludzie rozmawiają prostym językiem, zwłaszcza gdy to dialog kwiaciarki z nastoletnią bezdomną. Siłą prostych słów jest ładunek emocjonalny, jaki niosą, a emocje trzeba umieć pokazać.

Zdecydowanie to nie moja bajka. ArtMagda.

12 komentarzy:

  1. Tylko niestety ludzie czytają takie rzeczy, często nie chcą myśleć, zastanawiać się, a szkoda bo to dzisiaj bardzo potrzebne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wiem, że sporo osób czyta takie książki, nie bez powodu mają wysoką sprzedaż. Długo nie rozumiałam tego fenomenu, ale teraz myślę, że po prostu takie publikacje są jak seriale telewizyjne; nie trzeba się wysilać, ani skupiać zbytnio, nijaka treść jednym uchem wpada, drugim wypada i człowiek ma złudne wrażenie, że spędził godzinę w relaksujący, przyjemny sposób. Każdy ma prawo spędzać czas, jak lubi, póki więc popyt na takie bezrefleksyjne zapychacze czasu będzie, to i autorzy będą je produkować. Bo o twórczości nie może tu być mowy.

      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz.

      Usuń
  2. Nie lubię takich książek. Dzięki za ostrzeżenie, na pewno po nią nie sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że takie książki nie są po prostu dla każdego. Dla mnie to strata czasu. Dziękuję za odwiedziny i komentarz, pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Zastanawiałam się czy nie kupić tej książki. Dziękuję.:) Nie kupuję.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależy czy czytałaś poprzednie publikacje autorki i czy byłaś zadowolona z lektury. Jeżeli tak, to i ta zapewne się spodoba. Jeżeli nie, to moim zdaniem nie warto :) Na rynku jest wiele wartościowych książek, które nie tylko zmuszają do refleksji, ale wnoszą cenne treści w nasze życie. Jeżeli czytać, to dobrą literaturę po prostu.

      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz! :)

      Usuń
  4. Powiem tak: Lubie książki, które są lekkie, mogą być nawet słodkie, byle miały w sobie naturalność, sens i jakieś przesłanie choć drobne. W książkach szukam przede wszystkim emocji, ale nie wysuszonych i sztucznych, a takich, które mogą mieć odzwierciedlenie w rzeczywistości. Odkąd mam mniej czasu na czytanie, zabija wieczory takimi lektura mi, ale jak mówie, nawet obyczajówki, czy romanse muszą mieć to nieokreślone "coś", co postawi wydarzenia książki w naturalnym światła, zagwarantuje czytelnikowi zjednanie się z postaciami. Nie znam jeszcze książek tej autorki, choć jedna spod jej pióra mam na półce ale jeszcze nie było mi dane czytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka musi mieć to "coś", jak piszesz, co przyciągnie czytelnika i wcale nie muszą to być zaraz poważne traktaty egzystencjalne. Literatura popularna także potrafi nieść głębszą treść, dlatego nie krytykuję całego gatunku, bo sama lubię choćby Schmitt'a :)
      Książka M. Kordel jest w moim odczuciu po prostu źle napisana.

      Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny oraz komentarz :)
      ps. Czekam na twoją recenzję!

      Usuń
  5. Nie wszystkie książki są z tzw. górnej półki.
    Myślę, że mocno przesadzasz krytykując tak bardzo autorkę.
    Zastanów się, a może właśnie niektórym Czytelniczkom potrzebne jest czasem przeczytanie właśnie takiej powieśći, gdzie wszystko jest przesłodzone jak w bajce?

    Pozdrawiam i, jeśli masz ochotę, zapraszam do mnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz.
      Nie mam nic przeciwko powieściom obyczajowym z happy-endem. Ale lekkie historie też trzeba umieć pisać, zachowując podstawowe zasady poprawnego pisania. Tu tego nie ma w moim subiektywnym odczuciu.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  6. Co ja biedna mam począć, dostałam tą książkę w prezencie. Czytać czy nie czytać? Chyba jednak spróbuję, najwyżej nie skończę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytać i podzielić się swoimi wrażeniami :) zapraszam do pozostawienia komentarza po zakończonej lekturze.
      Pozdrawiam.

      Usuń

Pisanie jest zawsze dialogiem. Czasami z sobą samym, ale częściej z czytelnikiem. Pisząc publicznie czekam na Twoją odpowiedź. Porozmawiamy?