wtorek, 2 sierpnia 2016

Recenzja "Siedem listów z Paryża" Samantha Verant, Muza

Książki z Paryżem w tle zawsze przyciągają moją uwagę. Mam słabość do wszystkiego, co związane jest z Francją i nie zamierzam tego ukrywać. A Paryż ma szczególne miejsce w moim sercu. Czytam więc kolejne historie z zapartym tchem i próbuję uchwycić obraz miasta, które tak mocno zapadło mi w pamięci. Paryż się zmienia, Paryż nigdy nie ma końca. Jest jak żywa istota, pulsuje życiem, miłością, najskrytszymi pragnieniami. 

Siedem listów z Paryża, recenzja, ArtMagda, Muza, subiektywnie
"Siedem listów z Paryża" to debiutancka, autobiograficzna powieść Samanthy Verant, która miała swoją premierę w czerwcu nakładem Wydawnictwa Muza. Jest to opowieść o przeznaczeniu, o tym że nic nie dzieje się przez przypadek i że prawdziwa miłość zawsze nas znajdzie, nawet po 20 latach milczenia. 

Historia ciekawa, zwłaszcza że wydarzyła się naprawdę. Dwoje młodych ludzi poznaje się przypadkiem w paryskiej restauracji i spędza ze sobą magiczną noc w mieście świateł. Ona Amerykanka, on Francuz. Wiele ich dzieli, ale jak się okazuje jeszcze więcej łączy. Gdy małżeństwo Samanthy rozpada się, a ona w wieku 40 lat staje na życiowym zakręcie, odżywają w niej wspomnienia o przystojnym Francuzie i jego siedmiu listach pełnych czułości. Listach, na które nigdy nie odpowiedziała. 

Musiała dojrzeć do odważnych zmian w życiu. Musiała najpierw wszystko stracić, by zrozumieć jak wiele może zyskać ufając intuicji. Musiała poznać swoją wartość i uwierzyć w siebie, zwłaszcza gdy słabe relacje rodzinne latami podkopywały jej samoocenę. Samatha potrzebowała aż 20 lat, by podjąć tę najważniejszą decyzję, choć już od pierwszej chwili czuła że mężczyzna, którego spotkała w Paryżu, jest wyjątkowy. Zagubiona, oszołomiona, nie ufała swoim uczuciom. Przeznaczenie okazało się jednak cierpliwe i doprowadziło do szczęśliwego zakończenia. Brzmi nieco naiwnie i banalnie? Ale takie przecież jest życie. Proste. I dlatego pisze najlepsze scenariusze. 

Wszystko byłoby dobrze, byłaby to naprawdę ciekawa powieść, gdyby nie fakt, że już na początku autorka zdradza jej zakończenie. Wiemy, że Samantha odnajdzie Jean-Luca. Nie ma żadnych zwrotów akcji, żadnych przeszkód, komplikacji, wszystko toczy się jak po maśle. Czytamy więc bez zaangażowania, nie ma komu kibicować, nie ma co snuć domysłów, wyobraźnia nie ma nad czym pracować. I choć język i styl powieści miło mnie zaskoczyły, to jednak zbyt przewidywalna fabuła rozczarowała. 

Nie zmienia to jednak faktu, że książka jest lekka i przyjemna w odbiorze. Bohaterowie budzą sympatię i gdzieś w tyle głowy słyszymy lekką nutkę zazdrości. Kto nie chciałby przeżyć tak romantycznej historii pełnej namiętności i to z Paryżem w tle! Jeżeli więc szukasz niezobowiązującej lektury na letnie wieczory, to sięgnij po "Siedem listów z Paryża"

Bezpłatny egzemplarz książki otrzymałam do zrecenzowania od Wydawnictwa Muza. Pozdrawiam, ArtMagda.

4 komentarze:

  1. Zaciekawiłaś mnie tą recenzją :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że na tyle, aby sięgnąć po książkę :) pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny!

      Usuń
  2. Uwielbiam Paryż i wszystko, co z nim związane :) książkę już sobie zamówiłam ;)
    http://reading-mylove.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto nie kocha Paryża?! :) czekam zatem na Twoją recenzję, przeczytam z ciekawością. Pozdrawiam :)

      Usuń

Pisanie jest zawsze dialogiem. Czasami z sobą samym, ale częściej z czytelnikiem. Pisząc publicznie czekam na Twoją odpowiedź. Porozmawiamy?