Plan miałam taki, by na tym blogu pisać tylko o książkach, które szczerze Wam polecam, tych po które warto sięgnąć, bo niosą coś więcej niż czcze gadanie, a czytelnik czuje się wzbogacony duchowo. Ale co zrobić z książką, którą właśnie przeczytałam i którą jestem zwyczajnie rozczarowana? Nie pisać o niej wcale? Nie uważam się za osobę kompetentną do spisania merytorycznej, fachowej krytyki literackiej, a co najwyżej mogę subiektywnie opisać, co mi w danej książce nie odpowiadało. Czy przeciwnie? Może lepiej napisać Wam o niej ku przestrodze, abyście nie tracili czasu, ani pieniędzy.
O książce duetu Młynarska & Wellman "Kalendarzyk niemałżeński" zdecydowałam się Wam napisać tylko dlatego, że jednak coś pozytywnego w niej się znajduję, choć owe "coś' to jedynie połowa książki, drugą można śmiało wyrzucić do kosza. Ale zacznijmy od początku..
Po przeczytaniu zeszłego lata "Poradnika na błędach" Pauliny Młynarskiej byłam mile zaskoczona i zaciekawiona światopoglądem autorki. Od razu zauważyłam, że Młynarska zaczytana jest w poradnikach psychologicznych i wiedzę dzięki nim zdobytą rozpowszechnia, co akurat jest na plus, zwłaszcza jeżeli czytelnik nie miał dotychczas do czynienia z takimi poradnikami i nie zagłębiał się w psychologiczne uwarunkowania ludzkich zachowań. Gorzej jednak dla tego, kto już jakąś wiedzę psychologiczną posiada, wie kim są dorosłe dzieci z rodzin dysfunkcyjnych, czym jest współuzależnienie, jakie są objawy zaburzeń osobowości i jakie mogą być efekty niskiej samooceny. Wtedy czytając Poradnik Młynarskiej można odnieść wrażenie, że czyta się streszczenie tych wszystkich książek psychologicznych właśnie. Jedni więc biją prawo za celność spostrzeżeń, a inni przeżywają swoiste "deja vu"...
Po kolejną książkę Młynarskiej sięgnęłam zaciekawiona współautorką, czyli Dorotą Wellman oraz samą formą - miały to być maile dwóch znanych nam dobrze, zaprzyjaźnionych dziennikarek na różne tematy społeczno-psychologiczne. Co ważne, "Kalendarzyk niemałżeński" został wydany dwa lata wcześniej przed "Poradnikiem na błędach", spodziewałam się więc zupełnie innej lektury. Tymczasem jednak czekała mnie powtórka z rozrywki! Wszystkie wypowiedzi Pauliny Młynarskiej pokrywają się z tym, co już czytałam, wszystkie anegdotki o rodzinie, dzieciach, polityce, podróżach, facetach, miłości, życiu, wszystko to już było. Co więcej, znając oby dwie książki nie widzę kompletnie rozwoju autorki, co jest smutne bardzo, bo przecież kreuje się na osobę świadomą, inteligentną, wiedzącą czego chce i do tego uparcie dążącą. Tymczasem klepie te same formułki, przytacza te same przykłady, z tę samą werwą wykrzykuje na kobiety, co i na mężczyzn i z tym samym samouwielbieniem wielokrotnie opowiada, jak to sobie świetnie poradziła jako niewykształcona, samotna, matka Polka. Książkę ostatecznie ratują wypowiedzi Doryty Wellman, znacznie krótsze, rzeczowe, z dobrą pointą i humorem.
Kolejnym minusem moim zdaniem są zupełnie niepotrzebne przepisy kulinarne, powtykane bez ładu i składy pomiędzy wypowiedzi dziennikarek, które bez przekonania nawiązywały do nich w swojej korespondencji. Nienaturalne są też same maile przepełnione danymi statystycznymi, jakimiś przykładami z internetu itp. Kto tak pisze listy z przyjaciółką?! Całość bardzo sztuczna w odbiorze i męcząca. Może gdybym czytała te dwie książki w innej kolejności, to nie czułabym takiego rozczarowania. Może wtedy "Kalendarzyk" byłby miłym zaskoczeniem, może uśmiechałabym się do tekstów psychologicznych autorki próbującej zmotywować kobiety do pracy nad sobą i szukania pomocy u specjalisty. Czytając jednak dwie publikacje Młynarskiej z 2013 i 2015 roku, teoretycznie tylko różne, a w rzeczywistości takie same, czuje się oszukana.
Albo zakłada się, że czytelnik jest idiotą i sprzeda mu się wszystko, nawet tę samą książkę, w nieco innej okładce i z odrobinę zmienionym tekstem. Albo szanuje się intelekt czytelnika serwując mu lektury naprawdę na poziomie, cieszącą oko, serce i duszę.
Nie polecam.
Albo zakłada się, że czytelnik jest idiotą i sprzeda mu się wszystko, nawet tę samą książkę, w nieco innej okładce i z odrobinę zmienionym tekstem. Albo szanuje się intelekt czytelnika serwując mu lektury naprawdę na poziomie, cieszącą oko, serce i duszę.
Nie polecam.
Dobrze, że napisałaś swoje zdanie, bo zrobiłaś to konkretnie i przekonałaś mnie, że lepiej sobie darować. Pewnie kupiłabym na jakieś wyprzedaży skuszona nazwiskami, a tak wiem, czego się spodziewać, więc od razu powiem DZIĘKUJĘ.
OdpowiedzUsuńDziękuję też za recenzję :)
Wydaje mi się, że każdy z pierwszej lektury dowolnej książki Młynarskiej będzie zadowolony (ja byłam bardzo!), ale kolejna już rozczaruje. Autorce brak pomysłów ewidentnie, wciąż kręci się w kółko i odgrzewa tego samego kotleta. Szkoda na to czas! :)
UsuńPozdrawiam serdecznie i dziękuję za odwiedziny :)