niedziela, 9 lutego 2020

Pisać profesjonalnie - zasady kreatywnego pisania w tekstach branżowych

Dobrego pisania można się nauczyć, bo niezależnie od tego co piszesz, warto to robić dobrze. I nie chodzi mi tylko o unikanie błędów stylistycznych, językowych, czy gramatycznych. Istnieją zasady redagowania tekstów, drobne, niepozorne triki, które moją wielką moc i potrafią odmienić twój tekst.

Czytaj analitycznie

kreatywne pisanie, ArtMagda, pisać profesjonalnie, Magdalena Matraszek
Skoro piszesz w sieci, to zakładam, że dużo czytasz. Czytać powinieneś, bo bez czytania nie ma pisania. Czytając analitycznie zauważysz chwyty, jakie stosują autorzy, by utrzymać uwagę czytelnika.

Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego jedne artykuły czytasz uważnie, a inne pobieżnie? Weź dowolny tekst, na który trafiłeś dziś przy porannej kawie, prześledź akapit po akapicie i spróbuj odpowiedzieć na pytanie, co spowodowało, że nie mogłeś się od niego oderwać, przypalając tosty dzieciom? Spodobał ci się żart autora? Dystans do poruszanego tematu? A może zaintrygowało cię jego nowatorskie spojrzenie? Zwróciłeś uwagę bardziej na przekaz merytoryczny, czy w układzie tekstu było coś, co nie pozwoliło ci oderwać wzroku od liter? Jakiego języka użyła autor? Język, który przemawia do ciebie, prawdopodobnie dotrze także do twoich odbiorców.

Analityczne czytanie jest podstawowym narzędziem, jeżeli chcesz pisać wartościowe treści. Narzędziem prostym, a jednocześnie dającym szybkie efekty poprzez konkretne przykłady. Czytaj, podpatruj, wyłapuj, analizuj. Rozkładaj artykuły na części pierwsze, przyglądaj się treści i strukturze. Wyciągaj wnioski i pisz! Ostatecznie wszystko zostało już napisane. Twoim zadaniem jest napisać to inaczej.

Pisz dynamicznie

Twój potencjalny czytelnik przeszukuje Internet, by zaspokoić konkretny głód. Głód wiedzy, informacji, nowych horyzontów, idei, wniosków. Niektóre teksty przyciągają jego uwagę, inne nie. Istnieje prosty sposób, by wywołać w czytelniku pilność słów, wewnętrzny imperatyw, nakazujący mu przeczytać twój artykuł do końca.

Pisz dynamicznie! Krótkie, zwięzłe zdania, bez zbędnych ozdobników i ogólników, nadają treści rytmu. W tekstach branżowych, bardziej niż gdziekolwiek indziej, sprawdzają się proste, zgrabne formy.

Istnieje mylne przekonanie, że im bardziej górnolotnego słownictwa użyjesz i im bardziej zawiłe zdania zbudujesz, tym bardziej twój przekaz będzie profesjonalny. Tymczasem konstrukcje wielokrotnie złożone wprowadzają chaos, wybijają z rytmu i w konsekwencji zniechęcają czytelnika.

Pamiętasz opisy przyrody z lektur szkolnych w podstawówce? Czytałeś je sumiennie, czy przerzucałeś kartki, chcąc szybko przeskoczyć do dalszej akcji? Przyznam się szczerze: czytając „Nad Niemnem” zasypiałam! Ciekawiła mnie opowiadana historia, ale nudne opisy, naszpikowane zawiłą terminologią przyrodniczą, zdania ciągnące się w nieskończoność, wręcz całe akapity odciągające uwagę od głównego wątku, powodowały we mnie hiper senność.

Nigdy nie skończyłam czytać „Nad Niemnem”. Pomimo szczerych chęci, dużej motywacji i wielu prób, lektura okazała się dla mnie nie do przejścia. To samo dzieje się w tekstach branżowych. Gdy czytasz prawidłowo napisany artykuł, niemal możesz wystukać jego rytm nogą pod biurkiem. Słyszysz jego tempo. Czujesz jego rytm. Słowa płyną gładko. Wzrok sunie po kolejnych akapitach. Skupiasz uwagę na meritum. Trafna puenta zamyka całość.

Zapamiętaj: proste, pojedyncze zdania są jak zapałki - podtrzymują powieki.

Używaj czasowników

To podstawa, ale warta przypomnienia: zamiast imiesłowów używaj czasowników w formie czynnej. By zilustrować różnicę, mam dla ciebie przykład. Przeczytaj poniższe fragmenty i zastanów się, który i dlaczego, wywołuje ruch w opowiadanej historii.

Przerwę w pracy spędziłam w parku. Usiadłam na jeszcze wilgotnej trawie, odwróciłam twarz do bladego słońca i owinęłam się szczelnie szalem. Nagle poczułam skurcz w żołądku. Wyciągnęłam z płóciennej torby kanapkę z kurczakiem. Jadłam ją łapczywie i dzieliłam się okruchami z wróblami, które natarczywie skakały koło mnie.

Przerwę w pracy spędziłam w parku, siadając na jeszcze wilgotnej trawie, odwracając twarz do bladego słońca i owijając się szczelnie szalem. Czując skurcz żołądka wyciągnęłam z płóciennej torby kanapkę z kurczakiem. Jadłam ją łapczywie, dzieląc się okruchami z wróblami, natarczywie skaczącymi koło mnie.

Imiesłowy spowalniają treść. Sprawdzają się wprawdzie świetnie, gdy budujesz napięcie w kilku tomowej powieści, ale w tekście branżowym, adresowanym zazwyczaj do osób, cierpiących na przewlekły brak czasu, warto postawić na konkret. Jeżeli zależy ci na dynamice przekazu, to potrzebujesz akcji. Ruchu! A ruch najlepiej oddają czasowniki w formie osobowej, jak w pierwszym przykładzie.

Niezależnie od tego, czy publikujesz od dawna, czy od wczoraj, zawsze możesz robić to lepiej. Pisanie jest umiejętnością, która wymaga treningu, cierpliwości i praktyki. Powodzenia!

piątek, 8 listopada 2019

Trzy triki redagowania, dzięki którym twoje publikacje będą profesjonalne.

Ja napisać dobry tekst branżowy, który przyciągnie uwagę czytelników? Przede wszystkim zastanów się, jaki cel chcesz osiągnąć. Możesz wzmacniać swoją pozycję eksperta, nawiązać relacje biznesowe i zbudować wieź, dzięki której czytelnik będzie do ciebie wracać. Przemyśl także, do kogo się zwracasz. Sprecyzowanie odbiorcy pomoże ci określić jego indywidualne potrzeby. Zaufaj swojej intuicji i pisz o tym, co jest dla ciebie ważne, co cię wyróżnia, dzięki czemu zapadniesz w pamięć czytelnika. 

Po pierwsze - Nie używaj zdrobnień.

Ile razy zdarzyło ci się usłyszeć: "Pani Zosieńko, dołączam fakturki z delegacji do rozliczenia", albo "Zbieram pieniążki na prezent urodzinowy dla kierownika"? Ile razy zjeżyłeś się, gdy ktoś w pracy zwrócił się do ciebie, używając zdrobnienia twojego imienia? Coś zgrzytnęło, prawda? Ale co?

Zarówno w wypowiedzi ustnej, jak i pisemnej, zdrobnienia odzierają z powagi sytuacji. Jeżeli napiszesz: Białe bluzeczki ze starannie wyprasowanym kołnierzykiem podkreślały profesjonalizm recepcjonistki, a ołówkowe spódniczki miały nadać jej dziewczęcej figurze kobiecości i powagi”, to tekst nie zabrzmi ani wiarygodnie, ani poważnie, ani nawet śmiesznie. Czytelnik odbierze go jako wyśmianie stroju recepcjonistki i nieprofesjonalny stosunek autora do opisywanej postaci. Jeżeli jednak zapiszesz to samo zdanie bez zdrobnień: Białe koszule ze starannie wyprasowanym kołnierzem podkreślały profesjonalizm recepcjonistki, a ołówkowe spódnice miały nadać jej dziewczęcej figurze kobiecości i powagi”, to twój przekaz będzie obiektywny.

Zapamiętaj - zdrobnienia spłycają tekst. Nie używaj ich, jeżeli zależy ci na profesjonalnym wydźwięku twojej publikacji.


Po drugie - Nie używaj ogólników.

Ogólniki to zapychacze tekstu, słowa które nie wnoszą żadnej treści. Wypełniamy nimi zdania, gdy brakuje nam precyzyjnych określeń i lotności wypowiedzi. Dzisiejsze trendy budowania własnej marki poprzez social media narzucają konieczność publikacji. Nie piszesz, to nie istniejesz w sieci! Siadamy więc do komputera, piszemy jak potrafimy najlepiej, mając w tyle głowy znienawidzone lekcje polskiego z podstawówki, a potem podbijamy tekst słowami-wydmuszkami, przekonani, że dzięki nim będzie on brzmieć lepiej. 
  • "Teczka była jakby niebieska i miała jakieś sznurkowe wiązanie."
  • "Wypowiedź prelegenta była poniekąd ciekawa, choć nijako powielała poruszany już temat."
  • "Na ogół klienci nie zgłaszają reklamacji, właściwe zdarza się im to bardzo rzadko."
  • "Ulicą przeszedł mężczyzna, który jak mniemam miał około czterdziestki i jakieś dziwne, nieobecne spojrzenie."
  • "Generalnie lubię słuchać muzyki w aucie, ale tym razem wolałam jechać w ciszy."
Przeczytaj powyższe zdania na głos; raz tak jak je zapisałam i raz bez podkreślonych słów. Która wersja przemawia do ciebie bardziej? Która zostanie odebrana jako wypowiedź eksperta pewnego tego, o czym mówi? Widzisz już w czym rzecz?

Zapamiętaj - ogólniki sprawiają, że twoja wypowiedź nie jest ani wiarygodna, ani profesjonalna. Lepiej użyć dobitnego jednego określenia, niż pięciu słów-wydmuszek. Czytelnik ceni konkret i będzie ci wdzięczny za nie marnowanie jego czasu rozmemłanym tekstem.

Po trzecie - Czytaj swoje artykuły na głos.

Przed każdą publikacją przeczytaj przygotowany tekst na głos. Dopiero jak usłyszymy daną wypowiedź, to wiemy, czy brzmi dobrze. Czytając w myślach umykają nam walory dźwiękowe, a dobry artykuł powinien mieć swój rytm, melodię i płynność przechodzenia z jednego akapitu w drugi.

Co ci da czytanie na głos? Szybciej wyłapiesz powtórzenia, zdrobnienia, ogólniki. Być może stwierdzisz, że należy zmienić układ artykułu. Znam redaktorów, którzy tną nożyczkami swój tekst, przestawiają kolejność akapitów, spinają skrawki papieru spinaczami i dopiero wtedy przepisują ostateczną wersję. Być może wykasujesz jeden argument, a dodasz zupełnie inny.

Zapamiętaj - dzięki czytaniu na głos zyskasz nową perspektywę. Zamień się wiec na chwilę rolami i stań się swoim pierwszym czytelnikiem. Spróbuj, czytając na głos, ocenić czy twój tekst chce się czytać, czy nie.

I pamiętaj, dobrego pisania można się nauczyć. 


Magdalena Matraszek | Piszę | Redaguję | Recenzuję |

niedziela, 3 listopada 2019

Z pisaniem jest jak z jazdą na rowerze. Każdy może się nauczyć.

Dobrego pisania, tak jak i każdej innej umiejętności, można się nauczyć. Można szlifować język, rozwijać warsztat i konsekwentnie dążyć do poprawienia jego jakości. Nieważne czy prowadzisz bloga, jesteś autorem kilku książek, czy marzysz, aby napisać pierwszą. Słowo pisane którego używasz, wymaga przestrzegania konkretnych zasad, które po odpowiednim przećwiczeniu płynnie wprowadzisz w swoje pisanie. 

Jeżeli nie masz czasu na kursy kreatywnego pisania, to warto poszukać dobrych poradników. Niektóre skupiają się na samym motywowaniu do pisania, podpowiadają skąd czerpać pomysły, czym się inspirować. Inne przybliżają teorię tworzenia prawidłowych, naturalnie brzmiących dialogów, wartkiej akcji i wielowymiarowych postaci. Prawda jest jednak taka, że możesz przeczytać sto poradników, a nadal nie usiądziesz do biurka i nie napiszesz ani jednego zdania. 

Żeby zacząć pisać i żeby pisać dobrze trzeba... pisać. Praktyka jest kluczem. Najlepszy efekt dają ćwiczenia pisarskie, a tych znajdziesz sporo w "Chudej książeczce z ćwiczeniami, do której warto regularnie zaglądać" Kasi Szyszko. Autorka jest wykładowcą kreatywnego pisania na Uniwersytecie w Kent w Wielkiej Brytanii, prowadzi stronę Powieściologia oraz hiper ciekawy kanał na YouTube i Fanpage. Każde z tych miejsc poznałam i polubiłam, a teraz zapraszam tam ciebie, bo warto polecać dobre miejsca w sieci.

W "Chudej książeczce..." znajdziesz minimum teorii i maksimum praktyki. Jest to zbiór 18 autorskich ćwiczeń pisarskich podzielonych tematycznie, które pozwolą ci odkryć, co w twoim pisaniu kuleje najbardziej, a co idzie ci całkiem dobrze. Dowiesz się, jak nie przeładować sceny nadmiarem informacji i jak nie przekarmić czytelnika, jak pokazać emocje oraz czym jest pilność słów oraz ich ekonomiczność. Za pomocą ciekawych ćwiczeń autorka bardzo klarownie tłumaczy zasady dobrego pisania. Zadania są proste więc każdy, niezależnie od poziomu zaawansowania, może na nich pracować, a wykonane raz nie wyczerpują tematu. 

Kilka lat temu miałam ogromną przyjemność uczestniczyć w kursie kreatywnego pisania prowadzonym przez Kasię. Było to cenne doświadczenie, które zapoczątkowało lawinę niezwykłych zdarzeń pisarskich w moim życiu. Kasia Szyszko motywuje do pisania, jak nikt inny, z pasją dzieli się wiedzą i merytorycznym zapleczem. Ma też ogromną wrażliwość, która pozwala jej zbliżyć się do prawdy zamkniętej w słowach. Czujnym okiem wyłapuje wszelkie niuanse, subtelnie wypunktowuje braki i szkicuje drogi, którymi twoje pisanie może się potoczyć. 

Wewnętrzny krytyk pod rękę z perfekcjonizmem skutecznie podcinają skrzydła niejednemu pisarzowi. Dzięki Kasi Szyszko znów zaczniesz latać! Jeżeli więc kochasz pisać i chcesz rozwijać swój warsztat, to warto zaglądnąć na Powieściologię.

Polecam bardzo,

Magdalena Matraszek | Piszę | Redaguję | Recenzuję |

sobota, 19 października 2019

One book. Thousand feelings.

Minęły dwa lata ciszy na blogu. Czasami miałam ochotę go usunąć, a czasami planowałam wielki powrót. Wszelkie działania pozostawały jednak w sferze planów. Dlaczego? Ponieważ w moim życiu prywatnym i zawodowym działo się tak wiele, a moje myśli rozproszone były na tak różnorakich sprawach, że nie potrafiłam zdecydować, co tak naprawdę chcę zrobić z tym blogiem. 

Do jego prowadzenia zniechęciło mnie kilka rzeczy. Przede wszystkim niska jakość proponowanych przez wydawnictwa tytułów do zrecenzowania. Coraz częściej trafiały do mnie książki kiepskie, naprawdę źle napisane, z powtarzającymi się tymi samymi błędami. Wiele z nich oddałam do biblioteki, inne oddałam znajomym. Nawet nie doczytując ich do końca. Szkoda mi było czasu na miałkie teksty, szablonowe historyjki, płytkich bohaterów. Skoro literatura nic pozytywnego nie wnosi w moje życie, to po co ją czytać? 

Zastanawiałam się, co jest tego przyczyną? Czy to ja mam zbyt wygórowane oczekiwania, czy poziom piśmiennictwa tak drastycznie spadł? Czy statystycznego czytelnika zadowala tak niewiele z książki średnio za 39,99zł? Czy za tę cenę nie mam prawa oczekiwać więcej? Czy może przez to, że znam zasady dobrego pisania, moje czytanie zostało nieodwracalnie naznaczone przymusem wyłapywania wszystkich potknięć pisarza? A może brakuje w polskich wydawnictwach redaktorów, kogoś kto doszlifowałby grafomańskie zapędy, na wyrost nazywających siebie psiarzami, producentów seriali książkowych?

Lektura przestała sprawiać mi frajdę. Byłam skonsternowana. 

Zniechęciła mnie także smutna tendencja, którą zauważyłam na wielu blogach książkowych, chęć przechwalania się, kto ile książek dostał z wydawnictw. Z wyraźnym podkreśleniem, że dostał za darmo. Publikowanie zdjęć, przedstawiających sterty kopert, paczek z książkami. Jakby ilość miała znaczenie. Jakby fakt, że się nie płaci za książkę, miał znaczenie. Żadna sztuka dostać książkę z wydawnictwa. Ale po co, skoro jej lektura nudzi? Sztuką jest kupić książkę idealnie dopasowaną do naszych oczekiwań, lub znaleźć taką w bibliotece. Sztuką jest dokonywać świadomych wyborów, odrzucać to co nas nie cieszy i nie zagracać sobie domowej biblioteki tytułami, po które nie sięgniemy nigdy więcej. 

Zniesmaczyło mnie to wszystko. Umilkłam więc, ale nie przestałam czytać. Sięgnęłam po literaturę z wyższej półki, po teksty wymagające od czytelnika skupienia, akapity misternie utkane z precyzyjnie dobranych słów, czystą przyjemność czytania. Po to co kocham w literaturze najbardziej - dobre treści dobrze napisane. I odetchnęłam z ulgą - na szczęście dobra literatura wciąż powstaje! Na szczęście obok zalewających księgarnie produktów literaturopodobnych znaleźć można nadal prawdziwe powieści. Na szczęście na listach bestsellerów figurują nazwiska prawdziwych twórców, a nie tylko rzemieślników. I to niskiego sortu.

Recenzje zatem powrócą, ale nie znajdziesz tu tekstów zachwalających książki Mroza, Bondy, Kordel, Michalak i im podobnych. Jestem przekonana, że szeroko rozumiana literatura popularna może być jednocześnie lekka i jakościowa dobra. I że warto także sięgać po lekturę trudniejszą, wymagającą, by z każdym słowem wzrastać i się rozwijać. Zwłaszcza jeżeli piszesz. Nie pojawią się tu także recenzje publikacji celebrytów, choćby były na szczytach list bestsellerów. Stron z niekończącymi się ochami i achami nad pseudo olśnieniami literackimi osób, które nie mają pojęcia o literaturze, nie brakuje. Mój blog nie będzie jedną z nich.

Szukasz dobrej, wartościowej lektury? Dobrze trafiłeś. Tu z pewnością znajdziesz polecenia   D O B R Y C H   K S I Ą Ż E K. 

Pozdrawiam,
Magdalena Matraszek | Piszę | Redaguję | Recenzuję | 

wtorek, 5 grudnia 2017

Silence calms my soul - o poszukiwaniu siebie

Ten rok był trudny, choć minął mi w mgnieniu oka, gdzieś pomiędzy pokłonem rzęs a ich uniesieniem. Trudny, bo wiele się wydarzyło, wiele musiałam zburzyć, by jeszcze więcej budować na nowo. 
 
Marcowy wyjazd do Sopotu, pięć dni bycia samej w ciszy i tak upragnionym świętym spokoju, spowodował, że do wielu decyzji w końcu dojrzałam. Nabrałam siły i pewności. To najważniejsza moja tegoroczna lekcja - dla zachowania wewnętrznej równowagi i dla bycia w zgodzie z własnymi pragnieniami potrzebuję czasami pobyć sama. 

Myślę, że tego właśnie boją się ludzie - konfrontacji z sobą. A to tu dopiero zaczyna się prawdziwe szczęście.

Kocham ciszę i otwartą przestrzeń. W jakiś magiczny sposób oby dwa te czynniki normują wszystkie rozedrgane struny, jakie noszę w sobie. Jeżdżąc do Francji uwielbiałam zatrzymywać wzrok na wyblakłych dachach Paryża. Ich cisza przyjemnie rezonowała z moim wnętrzem. Wszystkie były takie takie same: zwykłe szary blachy poprzecinane grzebieniami anten, czarnymi rynnami i rdzawymi walcami kominów. Niema przestrzeń, ciągnąca się szarością, aż po drążący horyzont. 

"Silence calms my soul."

Podobną harmonię odnalazłam, jeżdżąc w góry z dziećmi. Najpierw myślałam, że to wzmożony wysiłek pobudzał endorfiny odpowiedzialne za poczucie szczęścia. Ale to nie tylko o wspinaczkę chodziło, choć każdy kamyk na ścieżce miał znaczenie, tak jak i każde potknięcie się i łapanie oddechu. Wdychając górskie powietrze, od którego kręciło mi się w głowie, czułam zapach wilgotnego mchu i żywicy na korze świerków. Zieleń koiła zmęczone spojrzenie, wzrok się wyostrzał i wszystkie zmysły wracały do równowagi. Ukoronowaniem wędrówki był widok ze szczytu, gdzie nic nie ogranicza krajobrazu. Otwarta przestrzeń sprzyja otwartości umysłu. Zupełnie jak nad morzem...
 
Idąc za głosem intuicji, zmieniłam więc miasto, mieszkanie, pracę, szkołę i środowisko dzieciom. Z zewnątrz patrząc zmieniłam wszystko. Ale w środku czuję, że wróciłam na swoje miejsce. Wróciłam do siebie. Jakbym długo błądziła, chodziła po omacku, odbijając się od ścian, miejsc i ludzi. Droga była długa i mozolna. W między czasie kilka razy cofałam się, skręcałam w ślepe uliczki i potykałam o własny strach. Strach, który nazbyt często dyktował moje wybory. Rozmieniałam się na drobne, szukając równowagi pomiędzy tym czego oczekuję ode mnie inni i co mogę dla nich zrobić, a tym czego pragnę dla siebie i co jest dla mnie ważne.

"May your choices reflect your hopes, 
not your fears."

Ale wróciłam. Do czytania, do pisania. Do siebie. Nie potrafię powiedzieć kiedy wrócę do publikowania recenzji. Nie wiem nawet, czy wrócę w ogóle. Mam jednak nadzieję, bo ta nie opuszcza mnie nigdy, że ten DOBRY czas na słowa o DOBREJ literaturze wróci po prostu. I póki co tego się trzymam.

Do napisania.. ArtMagda. 

sobota, 2 grudnia 2017

Książka znajduje człowieka

Wróciłam.
Do pisania. 
Wróciłam do siebie.
czytanie, redagowanie, książka, kreatywne pisanie, lektura, recenzja
Po dłuższej przerwie pora odkopać bloga, opowiedzieć Wam o wszystkich niezwykłych książkach, które przyszły do mnie w ciągu ostatnich miesięcy, bo przecież cisza w eterze nie oznacza wcale, że przestałam czytać!

I tak, dobrze przeczytaliście - książki same przyszły - od zawsze bowiem uważam, że to książka znajduje człowieka, a nie człowiek książkę. Znajduje w najlepszym dla niego momencie, gdy jest na nią gotowy i gdy jej potrzebuje. Czasami bardziej niż powietrza. 
 
Pora więc przetrzeć kurze w biblioteczce, przeglądnąć tytuły, zrobić miejsce na nocnym stoliku na nowości wydawnicze i zacząć pisać. Jesień zobowiązuje! :) 

A na rozgrzewkę cytat klasyka :) Ciepłego, sobotniego wieczoru Wam życzę, ArtMagda.

środa, 27 września 2017

Recenzja "Pustostan" Agnieszka Nietresta-Zatoń, Prószyński i S-ka

Znakomity debiut z gatunku tych, które trzeba odchorować, który zostawia trwały ślad w pamięci. Długo zbierałam się w sobie, by cokolwiek napisać o tej książce i nadal brakuje mi słów, choć minął rok od lektury "Pustostanu".

Pustostan, recenzja, ArtMagda, Prószyński i S-ka, Agnieszka Nietresta-Zatoń
Autorka rozwala system, zaskakuje precyzyjnym, pięknym językiem (kiedy ostatni raz przeczytaliście słowo "szadź"?), ciekawą konstrukcją fabuły, nieszablonowym podejściem do bohatera i absolutnie mistrzowskim potraktowaniem czytelnika. Agnieszka Nietresta-Zatoń pisze, jak rasowy pisarz! Czytelnik jest bez szans; każde kolejne słowo wwierca mu się precyzyjnie w głowę, boli do żywego, ale nie jest w stanie oderwać się od lektury. 

Największą siłą przekazu "Pustostanu" jest prawda. Prawda, z którą nie mamy szans polemizować. Prawda, która uwiera jak za ciasne buty. Prawda, której sami przed sobą nie chcemy przyznać, a w której autorka zanurza nas już od pierwszych stron i aż do końca nie pozwala wychylić głowy nad powierzchnię. Topimy się w niej, dławimy, tracimy oddech, ale czytamy dalej, nie mogąc przerwać. 

Ignacy Karpowicz tak napisał o "Pustostanie": "Książka wciąga i trzyma jak toksyczna rodzina. Świetnie napisane, chwilami nieodparcie śmieszne - przerażająco śmieszne, bo prawdziwe".

Nic dodać, nic ująć. Warto B A R D Z O przeczytać. Trudna, wymagająca i jednocześnie niezwykle wartościowa lektura. Polecam szczerze! ArtMagda. 

środa, 16 sierpnia 2017

Mój Paryż


Paryż jest gościnny. Jest jak szerokie, ciepłe ramiona matki, która wyczekuje Cię w progu po długiej tułaczce. Niezależnie od pochodzenia, wieku, czy religii, każdy może znaleźć tu kawałek miejsca dla siebie. A jak się raz zagości u tak hojnego gospodarza, zawsze będzie się chciało powracać… Pozostać.

Wieża co noc okrywa się ciepłym, lekko przygaszonym blaskiem. Z jej szczytu wychodzi promień, rytmicznie okrążający miasto. Latarnia morska Paryża - oświetla drogę i wskazuje bezpieczną przystań. Jest akumulatorem miasta, wciąż każe biec i nie pozwala się zatrzymać. Paryż nigdy nie zasypia i wielu próbuje dorównać mu kroku. Z różnym skutkiem.

Na Wzgórzu Montmarte spotykają się dwa światy: Paryż mały, lokalny, z licznymi latarniami, malarzami, obrusami w czerwoną kratę i pobrzękującymi kieliszkami oraz Paryż wielki, europejski – wielokulturowa metropolia przyciągająca tłumy.

W niekończącym się labiryncie ulic, bulwarów, w szeregu dostojnych kamienic z łatwością można się zgubić. Można także się ukryć i poczuć bezpieczną anonimowość pod szarymi dachami Paryża. Ale gdy się ucieka przed sobą, na końcu drogi i tak zawsze czeka spotkanie z własnym smutkiem.

Każdy moment jest dobry, by się zatrzymać. We wszechobecnych parkach, skwerach wciśniętych pomiędzy wiekowe kamienice i całkiem małych zaułkach zieleni, bezczelnie panoszących się na każdym wolnym centymetrze przestrzeni, odnajduję upragnioną ciszę i spokój. Odnajduję siebie. 

czwartek, 10 sierpnia 2017

Recenzja "Historia Mademoiselle Oiseau" Andrea de La Barre Nanteuil, Lovisa Burfitt, Wydawnictwo Literackie

Na jakiś czas odstawiłam czytanie, zniechęcona ilością kiepskich książek, o których napisałam wam w trzech ostatnich postach. Dosyć już miałam tych rozczarowań, tych miałkich powieści, nijakich bohaterów i słów nadmuchanych niczym wydmuszki.

Historia Mademoiselle Oiseau, recenzja, ArtMagda, Literackie
Ale nie czytać, to jak nie oddychać. A ja nie umiem długo wytrzymać bez powietrza. Kolejny raz złą passę przerwała publikacja Wydawnictwa Literackiego. Kolejny, bo już zimą dopadło mnie potworne znużenie ckliwymi opowiastkami w tematyce około świątecznej. Szczęśliwie jednak w moje ręce trafiła wtedy bardzo dobrze napisana powieść "Życie motyli" - właśnie Wydawnictwa Literackiego - i wyrwała mnie ostatecznie z zimowego snu nie czytania.

Raz - to przypadek. Dwa razy - to już reguła. Jeżeli chcesz dostać dobrą prozę, to sięgnij po dobre wydawnictwo.

"Historia Mademoiselle Oiseau" to balsam dla mojej romantycznej, humanistycznej duszy. Jest to opowieść tak uniwersalna, że zarówno dzieci będą słuchać jej z zapartym tchem, jak i dorośli.

Historia Mademoiselle Oiseau, recenzja, ArtMagda, Literackie
Najpierw nacieszyłam oczy perfekcyjnym wydaniem, dużym formatem, zgrabną czcionką. Następnie pokazałam swoim synom przepiękne ilustracje: grubą, czarną kreskę przechodzącą w rozlane akwarele, ogrom detali i intensywność kolorów. Zaciekawieni zaczęli liczyć ile kotów ukryło się na pierwszym obrazie. Wyszukiwali ptaszki, piórka, guziki i pompony. Kartkowali książkę, tropiąc kolejne rysunki. Obserwowałam zaskoczona, z jaką łatwością weszli w ten niezwykły świat Mademoiselle Oiseau, a gdy zaczęłam czytać im jej historię, słuchali z otwartymi buziami. 

I to jest właśnie magia tej książki. Może czytać ją każdy - od pięciu do stu pięciu lat - i każdy pokocha te dwie, nietuzinkowe Paryżanki: ekscentryczną Mademoiselle Oiseau i nieśmiałą Izabelę.

Historia rozegrana jest na pograniczu rzeczywistości i bajki. Izabelę poznajemy w chwili, gdy jest bardzo nieśmiałą dziewczynką, czującą się tak niepewnie we własnej skórze, że niemal staje się niewidzialna. Przypadkowo trafia do mieszkania sąsiadki, która otwiera przed nią niezwykły świat bajecznych kolorów, magicznych tarasów, niezliczonej ilości kotów i francuskich makaroników. Izabela - nie mając żadnej alternatywy - zagłębia się w ten świat bez wahania i prowadzi nas przez brukowane uliczki Paryża, bujne ogrody, poddasza pełne eleganckich sukien i kapeluszy. Każdy kolejny dzień przynosi nową przygodę. I nową lekcję życia - tak dla Izabeli, jak i dla czytelnika.

Jestem pod wrażeniem warsztatu autorek, tego jak płynnie prowadzą fabułę cienką linią pomiędzy snem a jawą. Tego jak zgrały swoje dwa głosy, by stworzyć jedną, spójną historię. Doświadczenia Izabeli są piękną alegorią poczucia odrzucenia, nieśmiałości i zarazem szukania akceptacji, szukania siebie. Mademoiselle Oiseau uczy dziewczynkę, jak doceniać drobne przyjemności, jak cieszyć się życiem.

Zdaniem Wandy Chotomskiej "Książki dla dzieci trzeba pisać tak, by dorośli się nie zanudzili, czytając je dzieciom". I tak właśnie napisana jest ta opowieść.

Gorąco polecam - małym i dużym czytelnikom - ArtMagda.

wtorek, 8 sierpnia 2017

Recenzja "Piękne życie" Shauna Niequist, Wydawnictwo Znak

Znacie to uczucie, gdy tak wiele oczekujecie od książki, a tak niewiele wam po niej pozostaje? Jak jest cała kiepska, to pół biedy. Gorzej, jak jest dobra, naprawdę świetnie napisana, a jednak jakiś niedosyt pozostawia. Może nie rozczarowanie - bo to za duże słowo - ale jednak lukę, przestrzeń, której nie wypełniły słowa, nawet najprecyzyjniej skrojone. 

Pięne życie, recenzja, ArtMagda, Znak
"Piękne życie" to najnowsza książka amerykańskiej autorki Shauny Niequist, która ukazała się w lipcu na polskim rynku nakładem Wydawnictwa Znak. Okładka, trzeba przyznać, jest zachwycająca; przyjemna w dotyku faktura płótna i baśniowy, naszkicowany z fantazją kwiat, przeplatający się między literami. Karty z wysokiej jakości papieru, wytonowana czcionka, czytelny podział na rozdziały. Już samo trzymanie w rękach takiego egzemplarza to radość dla miłośnika książek - dopieszczenie jego potrzeb estetycznych.

Piękna okładka podkreśla tytułowe piękno życia. To nie przypadek, a trafny zamysł wydawniczy - jestem pod wrażeniem. 

Świetny jest także styl autorki; lekki, płynny, przejrzysty. Nic tu nie zacina, nie zgrzyta, nie zamęcza czytelnika. Autorka snuje swoją opowieść tak swobodnie, że niemal od niechcenia. Celnie dobiera słowa, układając zgrabne akapity i formułuje niebanalne przemyślenia. Zmusza do pochylenia się nad własnym życiem i to jest bez wątpienia największa siła jej przekazu.

Droga, jaką pokonała autora, by przestać starać się zadowolić wszystkich i w końcu zatroszczyć się o siebie - okazała się naturalną koleją rzeczy, wynikającej z wieku i doświadczenia. Człowiek o rozbudzonej świadomości może odmienić swój los i Shauna Niesquist tego właśnie dokonała. Z zapracowanej, zabieganej, notorycznie przemęczonej matki stała się wyciszoną, zasłuchaną we własne potrzeby kobietą. Piękna, pokrzepiająca przemiana.

Problem jednak w tym, że w ostatnim czasie sporo książek opiewających proste, minimalistyczne życie pojawiło się na rynku. Przeczytałam co najmniej kilka tytułów o potrzebie zatrzymania się, przewartościowania, odrzucenia pędu cywilizacyjnego i cieszenia się wspólnymi chwilami z bliskimi. Być może więc dlatego nic mnie tu nie zaskoczyło. Pozostał niedosyt.

Dużą rolę w procesie przemiany - procesie odzyskiwania siebie, odegrała głęboka wiara pisarki. I tu pojawia się pytanie; czy pisanie o konkretnej religii i opierania się na sztywnym kręgosłupie etycznym, jaki ona dyktuje, trafi do każdego czytelnika? Mam wątpliwości, zwłaszcza że mi samej wychwalanie znaczenia modlitwy i poczucia wspólnoty religijnej chwilami uwierało. A z zapowiedzi wydawcy nic nie wskazywało, że będzie to opowieść tak mocno zakorzeniona religijnie.

Dlatego mam mieszane odczucia po lekturze "Pięknego życia". Ani to poradnik, ani powieść. Raczej opowieść przyjaciela, który ciepłym gestem zaprasza, byś usiadł obok niego na werandzie i wysłuchał jego historii. A czy coś z niej wyniesiesz zależy od tego, na jakim etapie własnej drogi jesteś.

Jeżeli czujesz, że twoje życie nabrało niebezpiecznej prędkości, to ta książka pomoże ci się zatrzymać. Warto spróbować. Polecam, ArtMagda.

Książkę otrzymałam do zrecenzowania dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak.